Dziś, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, chciałabym zaprezentować swoje krosna stołowe. Są bardzo popularne na zachodzie Europy i w Ameryce. Przybyły do mnie z pewnej krakowskiej graciarni w stanie całkiem niezłym.

Przedtem służyły do nauki komuś z francuskojęzycznego rejonu Europy – znalazłam przy nich kartkę z zapiskami po francusku.

Do ponownego uruchomienia wymagały jedynie odkurzenia, odkręcenia tego, co poplątane i uzupełnienia niewielkich braków, jak na przykład dorobienia metalowej rurki utrzymującej listewki nicielnic w odpowiedniej odległości od siebie. Ich zaletą jest możliwość przenoszenia/przewożenia. Podstawa, na której opiera się cała konstrukcja ma wymiary 80×80 cm. Ich wysokość to 65 cm. Posiadają cztery nicielnice, po około 100 oczek w każdej. Nicielnice wykonane są z bawełny.

Mechanizm zmiany położenia nicielnic znajduje się na górze ramy i ma postać dźwigni. Dźwignia zaopatrzona w haczyk połączony z nicielnicą odchylona o 180 stopni podnosi wybraną nicielnicę do góry.

Krosienka były już osnute, i pomimo, że osnowa jest wiekowa i wybrakowana zdecydowałam się jej nie usuwać. Ktoś celowo osnuł je “na pół”, lewą stronę przeznaczając na prosty splot płócienny i skośny, a prawą na jodełkę i splot diamentowy. Co ciekawe, osnowa została wykorzystana przez poprzedniego właściciela krosien minimalnie, powstało jakieś 30 cm tkaniny. Zostały do niej użyte nici bawełniane w dwóch kolorach: białym i brązowym.

Krosna z boku, z widokiem na hamulce wałów nadawczego i odbiorczego.

Na tym mini-warsztacie można tkać tkaniny o szerokości 70 cm. Dołączona płocha ma 350 szczelin. Pierwsze dni z nowym nabytkiem były pasmem eksperymentów z wątkiem. Chciałam zobaczyć, jak zachowują się różne nitki. Była ręcznie przędziona wrzosówka, sklepowa włóczka z surowego jedwabiu czy lniana dratwa. Kiedy już się pobawiłam, chwyciłam za czerwoną włóczkę wełnianą i ku mojemu zdziwieniu wyszedł całkiem przyjemny dla oka zestaw barw. Z zielonym też jest nieźle (po prawej stronie brakuje nici osnowy tworzącej podwójny brzeg). Wszystko oczywiście w splocie płóciennym, bo jakoś nie wyobrażam sobie jednej połowy w tym, a drugiej w innym splocie (może kiedyś zauroczy mnie taka wizja). Po raz kolejny przekonałam się, że nawet w niepozornym “1/1” tkwią duże możliwości pozwalające uzyskać całkiem ciekawe efekty kolorystyczne.

Gdy zużyję całą osnowę, to zobaczę, co wyszło i zaprezentuję tutaj. Następna praca będzie już z wykorzystaniem projektu.

Nie są to krosna doskonałe, kilka szczegółów pozwala sądzić, że są domowej roboty. Wypalony w drewnie napis Hachem nie zdradził twórcy ani miejsca wykonania. W google nie udało mi się znaleźć nic na ten temat.
Pracuje się na nich przyjemnie, lecz na stojąco. Plecy na razie się nie odzywają, więc tkam sobie w spokoju. Takich obaw nie mam siedząc przy moim skarbie, Glimåkra Ideal, o którym wkrótce.